16-11-2009 10:28
Znów na szlaku
W działach: rpg, earthdawn | Odsłony: 9
Długa przerwa w prowadzeniu gier fabularnych do kłopotliwa sprawa. Człowiek sam sobie wbija w czerep przekonanie, że niby teraz ma mniej czasu, niż miał kiedyś i utwierdza się w tym przekonaniu przez kolejne lata. Bo liceum, czy studia to inna bajka – można było erpegować do woli, teraz żona, dziecko, praca, masa obowiązków, blah, blah, blah. Problemu nie mają ludzie, którzy wraz z sesjami całkowicie odstawili na bok także zainteresowanie tematem. Resztki wolnego czasu poświęcają na czytanie fantastyki (albo i nie), zaś gry, czy to fabularne, czy planszowe całkowicie idą w odstawkę. Zmienia się sytuacja życiowa, zmieniają się zainteresowania. Wtedy problemu nie ma. No ale inaczej sprawy się mają, gdy ktoś, tak jak ja, pozostaje człowiekiem na maksa zafascynowanym grami fabularnymi i nigdy nie zamierza tych zainteresowań porzucić.
Erpegować zacząłem dawno temu. Ostatni raz poprowadziłem sesję sześć lat temu. Zainteresowanie tematem nie wygasło, przeciwnie – kolejna półka w domu ugina się od nowych erpegowych podręczników, które z niemałym zainteresowaniem czytam, gdy tylko znajdę wolną chwilę. I ciągłe przekonanie, że „jeszcze kiedyś będę mieć dość czasu, by poprowadzić sesję”. W końcu złapałem się na tym, że po latach erpegowania i latach nieerpegowania człowiek zaczyna od siebie więcej wymagać. Więcej niż potrzeba. Nie mogłem poprowadzić spontanicznie sesji, by wydawało mi się, że muszę być dobrze do niej przygotowany, mieć przemyślany scenariusz, świetnie dopracowanych NPC i tak dalej. Bo nie mogę odstawiać amatorszczyzny, mam na koncie fajne kampanie, moi gracze mają więc określone oczekiwania. Bzdury. Wpadłem w jakąś idiotyczną pułapkę, która powstrzymywała mnie przez kawał czasu przed tym, by najzwyczajniej w świecie usiąść z grupą znajomych przy jednym stole i poprowadzić sesję. Kiedyś mogłem spontanicznie zacząć prowadzić na długiej przerwie w szkole i zakończyć po lekcjach. Kiedyś mogłem ni z tego ni z owego zacząć prowadzić w okienku między zajęciami (takie okienko oczywiście przeciągało się do wieczora). Uczciwie muszę też dodać, że moje najbardziej udane sesje to były te, do których byłem bardzo słabo przygotowany. Jakimś cudem, odstawiając na lata erpegi – po prostu o tym wszystkim zapomniałem. I zacząłem od samego siebie wymagać cudów. Zupełnie bez sensu.
Czemu o tym piszę? Bo to już przeszłość. W miniony weekend, na Falkonie, po sześciu latach przerwy zasiadłem z częścią starej gwardii przy jednym stole, wyjąłem z plecaka podręczniki do trzeciej edycji Earthdawna. Robienie postaci, niecała godzinka na machnięcie szkicu przygody i jazda! Jak za starych, dobrych czasów. Dodam tylko, że nigdy nie potrafiłem pisać ani prowadzić jednostrzałówek i raczej już nigdy się tego nie nauczę. W mojej erpegowej ekipie zawsze dobrze się czuliśmy w długodystansowych kampaniach, wielowątkowych, rozbudowanych. Z tego też powodu to, co poprowadziłem w sobotę pozostawiło w całej grupie, ze mną na czele, spory niedosyt. Bo to zwykła rozbiegówka, preludium lawiny wydarzeń, które dopiero będą miały miejsce. O czwartej nad ranem skończyliśmy, mniej więcej w 1/3 tego, co miałem zaplanowane. Ale to nie istotne: drużyna zrobiona (porządnie, od a do z, nie jakieś gołe ustalone atrybuty), już na szlaku. Teraz poleci i wierzę, że będzie to kampania nie gorsza od tej, którą zamknąłem we wrześniu 2003 roku.
Erpegować zacząłem dawno temu. Ostatni raz poprowadziłem sesję sześć lat temu. Zainteresowanie tematem nie wygasło, przeciwnie – kolejna półka w domu ugina się od nowych erpegowych podręczników, które z niemałym zainteresowaniem czytam, gdy tylko znajdę wolną chwilę. I ciągłe przekonanie, że „jeszcze kiedyś będę mieć dość czasu, by poprowadzić sesję”. W końcu złapałem się na tym, że po latach erpegowania i latach nieerpegowania człowiek zaczyna od siebie więcej wymagać. Więcej niż potrzeba. Nie mogłem poprowadzić spontanicznie sesji, by wydawało mi się, że muszę być dobrze do niej przygotowany, mieć przemyślany scenariusz, świetnie dopracowanych NPC i tak dalej. Bo nie mogę odstawiać amatorszczyzny, mam na koncie fajne kampanie, moi gracze mają więc określone oczekiwania. Bzdury. Wpadłem w jakąś idiotyczną pułapkę, która powstrzymywała mnie przez kawał czasu przed tym, by najzwyczajniej w świecie usiąść z grupą znajomych przy jednym stole i poprowadzić sesję. Kiedyś mogłem spontanicznie zacząć prowadzić na długiej przerwie w szkole i zakończyć po lekcjach. Kiedyś mogłem ni z tego ni z owego zacząć prowadzić w okienku między zajęciami (takie okienko oczywiście przeciągało się do wieczora). Uczciwie muszę też dodać, że moje najbardziej udane sesje to były te, do których byłem bardzo słabo przygotowany. Jakimś cudem, odstawiając na lata erpegi – po prostu o tym wszystkim zapomniałem. I zacząłem od samego siebie wymagać cudów. Zupełnie bez sensu.
Czemu o tym piszę? Bo to już przeszłość. W miniony weekend, na Falkonie, po sześciu latach przerwy zasiadłem z częścią starej gwardii przy jednym stole, wyjąłem z plecaka podręczniki do trzeciej edycji Earthdawna. Robienie postaci, niecała godzinka na machnięcie szkicu przygody i jazda! Jak za starych, dobrych czasów. Dodam tylko, że nigdy nie potrafiłem pisać ani prowadzić jednostrzałówek i raczej już nigdy się tego nie nauczę. W mojej erpegowej ekipie zawsze dobrze się czuliśmy w długodystansowych kampaniach, wielowątkowych, rozbudowanych. Z tego też powodu to, co poprowadziłem w sobotę pozostawiło w całej grupie, ze mną na czele, spory niedosyt. Bo to zwykła rozbiegówka, preludium lawiny wydarzeń, które dopiero będą miały miejsce. O czwartej nad ranem skończyliśmy, mniej więcej w 1/3 tego, co miałem zaplanowane. Ale to nie istotne: drużyna zrobiona (porządnie, od a do z, nie jakieś gołe ustalone atrybuty), już na szlaku. Teraz poleci i wierzę, że będzie to kampania nie gorsza od tej, którą zamknąłem we wrześniu 2003 roku.
33
Notka polecana przez: AdamWaskiewicz, amnezjusz, Ardavel, beacon, big_end, Chavez, de99ial, Farindel, Jeremiah Covenant, kaduceusz, karp, Kot, lucek, Miroe, Nadiv, Neurocide, Neverwhere, nid, Qball, Qendi, Rastif, rincewind bpm, Senthe, Sethariel, Shonsu, Siman, Sting, Wędrowycz, zegarmistrz, Zsu-Et-Am
Poleć innym tę notkę